piątek, 28 lutego 2014

Zima w T-shircie: W mieście "Gladiatora" - część 4


Część I


Dzień VI - 01.02


Rano Said przyjeżdża po mnie i pokazuje mi jeżdżąc skuterem swoje miasto. Niefortunnie wszystkie urzędy są na czas weekendu zamknięte, co za tym idzie nie mogą oni dostać pozwolenia na przebywanie ze mną, tak więc wspólne spacery po mieście to ciągłe oglądanie się czy nie ma w pobliżu policji i w razie czego, ucieczka.


W południe Lahcen (młodszy 18 letni brat) kończy szkołę i już w ich domu jemy razem lunch. Czyli tradycyjny marokański Tadżin, oczywiście nie używając sztućców a bardzo smacznego chleba, który jego mama wcześniej robiła w piecu.



Prawda że wygląda apetycznie? Brakuje mi tego smaku!


Wspólna uczta :)



Ich rodzina i przyjaciele okazali się być super przyjaźni, ugościli mnie w pełni tego słowa znaczeniu. Sporo także rozmawialiśmy o naszych krajach i ich życiu. Zobaczyłem, że tak naprawdę oni – młodzi chłopcy, nastolatkowie – chcą żyć tak jak my w Europie i co za tym idzie, ja na życie w Polsce narzekać nie mogę. W Maroku nie mogą spożywać alkoholu, chyba że dostaną go na czarnym rynku, a jedna butelka kosztuje 25 euro. Dostęp do Internetu jest wolny, a studiowanie w Europie i możliwość jakiegokolwiek podróżowania strasznie ograniczona i utrudniona, nawet w obrębie północnej Afryki.


Dowiedziałem się także o stosunkach pomiędzy państwami północnej Afryki i o podziwie jakim darzą Europę, która potrafi żyć w jedności gospodarczej i zgodzie.


Byłem także na imprezie urodzinowej młodego chłopaka, jakże inaczej wyglądającej niż u nas. Impreza ta trwała od godziny 14 do 19 w wynajętym barze. Alkoholu nie było, a młodzież potajemnie w toalecie paliła hash jako jedyną odskocznię od codzienności. W czasie imprezy odbywały się tańce przy europejskiej klubowej muzyce.


Kiedy kupiłem sobie piwo i wniosłem je na imprezę zostałem wyproszony i poproszony o jego wypicie na zewnątrz, gdyż rodzina organizatora była w pobliżu i gdyby to zobaczyli mógłby mieć on problem.

Po imprezie przespacerowaliśmy się trochę po mieście i wróciliśmy do domu spać.

Dzień VII - 02.02

Mój międzynarodowy marokańsko-polski football team!

Nazajutrz dzień upłynął mi na lenistwie, rozmowach o marzeniach, ale także na grze w piłkę z młodymi chłopakami.


Spędziłem wspaniały czas w Warzazat i poznałem jeszcze wspanialszych ludzi, którzy za wszelką cenę chcą wydostać się z tego ograniczającego ich przez rząd miejsca i odwiedzić cały świat. Z pewnością ich jeszcze zobaczę.



W pewnym momencie pomimo tego że nie palę, zapragnąłem zapalić sobie papierosa nad oceanem. Jak chciałem tak zrobiłem i o 23:00 wsiadłem w nocny autobus do Agadiru oszczędzając przy tym na hotelu, aby być tam o 06:00 rano.


Dzień VIII - 03.02 


Kiedy wysiadłem było jeszcze ciemno, więc dla bezpieczeństwa zjadłem śniadanie na dworcu, wypiłem kawę i czekając czytałem „Mistrza i Małgorzatę”. Ok. godz. 07:30 kiedy już się rozjaśniało, kupiłem papierosy i dowiadując się wcześniej od pewnej polki jak dojechać na plażę ruszam na przystanek autobusowy, który znajduję się naprzeciwko dworca.


Spotykam tam pewnego starszego Pana, który proponuje mi nocleg. Odmawiam i częstuję go papierosem. Tym gestem zaczynamy krótką rozmowę. Przedstawił mi on swoją znajomość polskich słówek(o dziwo nie wulgaryzmów) i zaraz potem ruszam autobusem na plażę. Dowiaduję się także że Agadir oprócz tego że jest to turystyczne miasto jest siedzibą króla, który ma tutaj swój pałac. Król czasowo urzęduje tutaj, a czasowa w Rabacie, który jest stolicą kraju.


20 minut później jestem już na plaży i spełniam swoją „zachciankę”.
 


Po małym relaksie nad oceanem ruszam na przechadzkę po mieście i w pewnym momencie natrafiam na tego samego starszego Pana, którego rano spotkałem na przystanku. Zaprasza mnie na kawę.
  

Nici ze zwiedzania. Z tym Panem przegadałem 3 godziny o turystyce, polityce, świecie, marzeniach, życiu, działaniach. To jest właśnie to, co nie zdarzy się w podróżach przez biura podróży. O 12 odchodzę i daję swoją pocztówkę z Ełku wraz z moim adresem e-mail, a on w zamian dla mnie zdjęcie z pustyni. O 13 mam autobus do Marrakeszu, z którego jutro rano odlatuję.

A tutaj przeczytacie ostatnią część łącznie z kosztorysem - czyli ile ta zabawa mnie wyniosła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz