czwartek, 16 maja 2013

Bieszczadzkie anioły za jeden uśmiech - część III (Połonina i magiczne spotkanie)

  Poprzednia część!

Wyspany i z pozytywnym nastawieniem do marszu o godz. 6 byłem już na nogach, dzień zaczynając od dawki czarnej mocy..."Dzisiaj jest ten dzień, w końcu zobaczę prawdziwe Bieszczady pędzlem malowane!".

Dzień IV - 30.04

Po godzinnym żmudnym porannym przygotowaniu...kawa, umycie się, spakowanie plecaka i zjedzenie śniadania z wcześniej umówionymi Piotrkiem i Olą po godz. 7 ruszamy razem na szlak(a właściwie ja trochę później, dochodząc do nich z lekkim opóźnieniem).

Miałem lekkie obawy co do szlaku, którym teraz podążałem z powodu wcześniejszych informacji przez Panią recepcjonistkę, która mówiła mi że szlak jest jeszcze gorzej oznaczony, niż ten, którym szedłem dzień wcześniej. Na szczęście obawy te nie miały sensu, Piotrek wytłumaczył mi że lasem i miejscami słabo oznaczonym szlakiem podążamy tylko maksymalnie 2h, później natrafimy na rozwidlenie podążając przepięknym szlakiem Połoniną Wetlińską prosto do schroniska - jakże byłem zadowolony!


...i miał on rację, do rozwidlenia jeszcze w lesie szlak zgubił nam się tylko raz. Sama droga nie była specjalnie męcząca. Może dlatego, że przegadaliśmy wspólnie całą trasę? Tak to jest jak się idzie z niezwykle ciekawymi ludźmi :)

Zbliżając się do Połoniny, natrafiliśmy jeszcze na...salamandrę! Niestety żmii, którą również zobaczyłem nie zdążyłem uchwycić

Zdjęcie nie za ładne...tak to jest jak się robi na szybko
Oprócz różnych ciekawych zwierzątek(na szczęście nie niedźwiedzi) można też tam było spotkać śnieg, który nie pomagał nam specjalnie w pokonywaniu szlaku. Ślizganie i trawersowanie pod górkę nie idzie w parze - na szczęście tu pomogły mi moje kije trekkingowe :).

Śnieg, w 25 stopniowej słonecznej pogodzie w Bieszczadach :)
A zaraz przed rozwidleniem odsłonił się piękny widok na lasy, które wczoraj przemierzałem
A gdzieś tam pewnie Jaworzec, a bardziej po lewej Cisna
...a stąd już tylko krok i...
 ...Przełęcz Orłowicza! Ok. 9 lub 10, byłem na miejscu. Przed samą przełęczą wyczekiwałem, kiedy wyłonią się prawdziwe Bieszczady...i w końcu je ujrzałem, poczułem ten klimat! Przed Państwem Połonina Wetlińska.

Na samej przełęczy, poczekałem jeszcze chwilę na Piotrka i Olę(rozdzieliśmy się ok. 10 minut wcześniej, ja trochę przyspieszyłem tempa) po czym Ola zasugerowała, że popilnuje dla mnie i dla Piotrka plecaków i możemy ruszać na Smerek, który jest znakowany na 20 minut drogi od przełęczy. Pozostaje nam tylko ruszać...nim się obejrzyliśmy byliśmy już na szczycie...a widoki były przepiękne :)
Na Smerku
Łącznie wejście i powrót ze szczytu zajęło nam zawrotne tempo 30 min. Bez przystanku od razu ruszyliśmy pięknym szlakiem w stronę jeszcze lepiej położonej Chatki Puchatka. Lepszych warunków pogodowych mieć nie mogliśmy, dzięki temu widoczki zachwycały każdego turystę i dawały to, czego ten oczekiwał od Bieszczad, czyli odsłaniały całe ich piękno.
Panorama...od lewej strony człapiemy...a do prawej zmierzamy, tam już widać schronisko
Widząc już schronisko i wpadłszy już dawno w trans marszu nagle wyrwało mnie z niego usłyszenie swojego imienia..."Oskar!". "Czy ja dobrze słyszę, czy ktoś krzyczy coś do mnie? Przecież nie może o być Piotrek i Ola, bo oni są już dobre 20 min za mną, a więc kto to?" I nim zdążyłem się zorientować przed sobą zobaczyłem swojego biegnącego kumpla z mojej starej klasy z gimnazjum w moją stronę rozpościerającego ręce do uścisku...jakże ja się wtedy ucieszyłem i pomyślałem sobie...jaki ten świat jest mały.

Po wymianie paru entuzjastycznych zdań między sobą i cyknięciu paru fotek umówiliśmy się, że jutro rano idziemy na Tarnicę! Początkowo planowałem zejście z Chatki Puchatka do Ustrzyk Górnych przez Połoninę Caryńską, ale po spotkaniu przyjaciela plany diametralnie się zmieniły. Kiedy powiedzieliśmy już sobie "Do zobaczenia" zobaczyłem, że Chatka Puchatka jest już na prawdę bardzo blisko i jakże klimatycznie się prezentuje!
Z drogi powrotnej ze strumyka : )
Ok. 12 siedziałem już w jadalni zajadając zupkę chińską. Co by tu porobić? Nadszedł czas na relaks!
Kawka i moje Bieszczadzkie leżakowanie
I taki oto dosyć leniwy sposób spędziłem cały dzień, leżąc, włócząc się po schronisku i poznając ludzi. Z upragnieniem czekałem na dzień kolejny. Widok miał być nieziemski i...

Dzień V - 1.05

...był. Zdjęcia mówią wszystko. A może i nie wszystko? Bo nie przeniosą całej tej magicznej otoczki, ale tylko jej namiastkę...trzeba było tam być!



Przed godz. 7 zaczynałem już schodzić do Przełęczy Wyżnej, żeby o 7.40 być już w Ustrzykach Górnych po złapaniu stopa i czekać na kolegę. Dzisiaj Tarnica!

Ciąg dalszy w kolejnej części (końcówka przygody, podsumowanie oraz kosztorys)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz